W Stu latach samotności Gabriela Garcii Marqueza fikcyjną wioskę Macondo nawiedza epidemia bezsenności. Wydarzenie to zbiega się z przyjazdem dalekiej krewnej, nikomu nieznanej i dzikiej dziewczynki, która mówi w dziwnym języku. Cały jej dobytek to drewniany fotelik na biegunach i worek, w którym grzechoczą kości jej rodziców. Przez jakiś czas worek wędruje po domu Bunediów a jego mieszkańcy odnajdują go w najmniej spodziewanych miejscach. W końcu o nim zapominają, nawet jeśli worek wciąż pamięta o nich.
Niedługo potem okazuje się, że mieszkańcy wioski nie mogą i nie chcą spać. Nie czują się zmęczeni. Plaga bezsenności stopniowo się rozprzestrzenia i w końcu dotyka całe miasto. Początkowo społeczność Macondo podchodzi do nowej sytuacji z dystansem. Niektórzy bawią się i tańczą, inni mają wreszcie czas na prace, których wcześniej nie mieli kiedy skończyć. Z czasem ta niecodzienna kondycja ujawnia swój destrukcyjny charakter. Nie tylko wypełnia ich nocne godziny oczekiwaniem, tęsknotą za snami, ale też sprawia, że ludzie tracą pamięć, a wraz z nią zdolność do odróżniania rzeczywistości od halucynacji. Sny, teraz funkcjonujące jako wspomnienia albo historie śnione na jawie, zaczynają się na siebie nakładać i mieszać, jedni widzą sny drugich, drudzy zdają sobie sprawę, z tego, że ich własne zmieszały się z cudzymi. Przeszłość tak jak kiedyś przyszłość przepowiada się za pomocą kart. Mieszkańcy Macondo zaczynają też oznaczać i podpisywać przedmioty, piszą dla siebie krótkie notatki w stylu: „to jest krowa”, „bóg istnieje”, a nawet listy i instrukcje, tak by ludzie, którzy zapomnieli o tym kim są, wciąż mogli się jeszcze rozpoznać. Nawet jeśli już wtedy wiedzą, że żyją w wymykającej się rzeczywistości, której nie sposób schwytać za pomocą słów i że one też, podobnie jak język, zostaną w końcu zapomniane.
Tytułowy worek kości to metafora wyparcia, które sprawia, że rzeczywistość rozbija się, jak szkło na małe i ostre kawałki. To coś czego już nie widać, ale co ciągle jeszcze słychać – trochę właśnie jak kości grzechocące w worku. Grzech, grzech, grzech… To mama obiła się o tatę. To mały palec uderzył o czaszkę. W tym sensie wystawa jest widmową i trochę halucynacyjną rekonstrukcją małych światów, szukaniem nowych porządków i języków, ale też przede wszystkim próbą zapisania tych, które jeszcze rozumiemy. Dopóki jesteśmy w stanie je nazwać. O ile bezsenność to choroba kapitalistycznych społeczeństw, o tyle sen jawi się tu – bez względu na to, czy mówimy o stanie świadomości czy fantomowych obrazach – jako ostatni przyczółek wolności. Przestrzeń irracjonalności poza kontrolą, wiedzą i nadzorem systemu. Worek kości to historia, której sens, podobnie jak w Jądrze ciemności Conrada, nie znajduje się w jej środku, ale otacza całość niby nimb, jak soczysty i przejrzały owoc pestkę.
Osoby artystyczne: Paweł Althamer i Artur Żmijewski, Miron Białoszewski, Przemek Branas, Marek Chlanda, Krzysztof Gil, Piotr Jargusz, Dom Twórczy Kadenówka w Rabce Zdrój, Magdalena Lazar, Krzysztof Marchlak, Małgorzata Markiewicz, Łukasz Murzyn, Marta Niedbał, Ernest Ogórek, Zofia Rydet, Si On
Kuratorka: Ania Batko
Wystawa prezentowana BWA Tarnów / Dworzec PKP, Pl. Dworcowy 4
Źródło: materiały prasowe BWA Tarnów