Bettina Bereś ostrzega i prowokuje. Jak zwykle przekorna, od czasu swojej pierwszej wystawy pt. A ja lubię ładne obrazy z 1986 roku, zakończonej przewrotnym pytaniem do publiczności: Czy to dobrze, że te obrazy są, czy lepiej, żeby ich nie było? Dziś można zadać kolejne pytania: czy to dobrze, że możemy zajrzeć do rodzinnej pamięci innych ludzi, czy lepiej, żebyśmy nie wyglądali przez okno w cudzej głowie?
(…) Okno, nawet przysłonięte kwiatem i otoczone przytulną tapetą, zawsze wychodzi na świat. Z jednego miejsca możemy zobaczyć zarówno to, co prywatne, jak i to, co publiczne. Bettina Bereś wychodzi od tego, co domowe i prowadzi odbiorczynie i odbiorców w kierunku tego, co uniwersalne.
To sztuka pozwala nam patrzeć cudzymi oczami, wyglądać przez cudze okno. Wbrew deklaracji artystki, za to zgodnie z przekazem jej płócien i szmatek.
Bettina Bereś – córka Marii Pinińskiej-Bereś i Jerzego Beresia – tak pisze o sobie: wychowałam się przy kuchennym stole pomalowanym w pomarańczowo-czarne paski przy którym toczyła się wieczna dyskusja o sztuce, awangardzie i najwyższych wartościach. Nie zostałam historyczką ani krytyczką sztuki, współtworzyłam jednak dwie galerie: Zderzak i Otwartą Pracownię. Jestem artystką wizualną, malarką, hafciarką, tworzę grafiki i lepię ceramikę. Gotuję, sprzątam, uprawiam ogród, wychowałam dwoje dzieci, zajmuję się psami.
Kuratorka: Olga Grabiwoda
Źródło: fragment tekstu do wystawy Zofii Ozaist-Zgodzińskiej
fot. pinacoteca.pl